The Walking Dead | Kukaj.to - Raj online filmov a seriálov. The Walking Dead. 45 min Horor, Thriller, Drama 2010 - 2022. SPUSTIŤ SERIÁL.
Serial Walking Dead składa się z jedenastu sezonów, które łącznie gwarantują ponad 170 pełnych wrażeń odcinków. Ostatni odcinek The Walking Dead ukazał się w 2022 roku, tym samym zamykając telewizyjny serial. TWD zdobył 2 nagrody Emmy w kategorii najlepsza charakteryzacja, 36 innych nagród i aż 130 nominacji.
In the TV Series, Daryl Dixon, Theodore "T-Dog" Douglas, Shane Walsh, and Glenn Rhee have been known to call zombies "geeks." This name is also used by Molly from the Telltale Series. She says she calls them geeks because, just like carnival geeks, they will eat anything. This name is not used in the Comic Series.
AMC may have just spoiled 2 big reveals for the 'The Walking Dead' series finale in newly released photos. The zoomed-out version of this image may have spoiled a character death about a week early on "TWD." Warning: There are potential spoilers ahead for "The Walking Dead." AMC released promo photos for the show's upcoming final episode
The Walking Dead season 11 episode 24, the series finale titled “Rest in Peace,” will premiere Sunday, Nov. 20 at 9 p.m. ET on AMC. Typically, AMC streams its shows one week early on streaming
The Walking Dead premiered to 5.35 million viewers, making it by far the biggest series debut AMC had seen to that point and one of the largest in cable history. The six-episode first season was
AMC's hit zombie apocalypse TV series, The Walking Dead, has finally come to an end after 11 seasons. There's more Walking Dead content hitting screens, however, with multiple spin-offs led by
8k3N3. Fear The Walking Dead to amerykański serial telewizyjny z gatunku dramatu, horroru, a także fantastyki postapokaliptycznej wyprodukowany przez AMC Studios. Fear The Walking Dead stanowi jednocześnie spin-off i prequel serialu Walking Dead. Akcja serialu ma miejsce w Los Angeles a toczy się w czasie, gdy wirus zombie dopiero zaczyna się rozprzestrzeniać. Rodziny Clarków i Manawa prowadzą spokojne życie. Madison Clark jest doradcą w szkole średniej, jej partner, Travis Manawa, uczy języka angielskiego w tej samej szkole. Madison ma dwójkę dzieci – prymuskę Alicię i uzależnionego od narkotyków Nicka. Travis z poprzedniego małżeństwa z Lizą ma syna Christophera. Każdy z bohaterów zmaga się ze swoimi codziennymi problemami i nawykami, nie przewidując, jaka czeka ich przyszłość. Ich codzienne rutyny nagle zostają rozchwiane pojawiającą się epidemią. Aby przeżyć, łączą się siłami razem rodziną Salazarów: Danielem, Griseldą i ich córką Ofelią. Serial szokuje, wzrusza, a ukazane zmiany w zachowaniu ludzi, jakie zachodzą w obliczu niebezpieczeństwa, zmuszają do refleksji. Każdy odcinek tego serialu o zombie trzyma w napięciu do ostatnich minut.
W ramach ogrywania mniejszych tytułów, w oczekiwaniu na jesienny wysyp blockbusterów, na dysku mojej konsoli znalazła się (dostępna w ramach Games with Gold) przygodówka The Walking Dead, oparta na popularnym komiksie o zombiakach. Po przejściu całości, mogę powiedzieć tylko jedno – dawno nie byłem tak rozczarowany daną produkcją. The Walking Dead zostało spłodzone przez Telltale Games – studio specjalizujące się w tworzeniu przygodówek na głośnych licencjach, wydawanych we fragmentach. Pierwszym tytułem studia wydawanym w takiej formie było Sam & Max: Season 1, ale najgłośniejszymi grami studia, bez wątpienia były Back to the Future: The Game, Tales of Monkey Island, The Wolf Among Us, Game of Thrones, Jurassic Park i właśnie The Walking Dead, które doczekało się już dwóch sezonów. Prace nad pierwszym sezonem The Walking Dead ogłoszono w lutym 2011 r., a pierwszy epizod ujrzał światło dzienne w lutym 2012 r. W międzyczasie ogłoszono, że gra będzie oparta na komiksie, a nie na serialu. W sumie pierwszy sezon składa się z pięciu epizodów – przejście każdego zajmie ok 2 godziny. Cały sezon opublikowany został między lutym, a listopadem 2012 r., początkowo na Xbox 360, PS3, PC i Maci, ale obecnie jest już nawet na kalkulatorach – nawet Kindle Fire doczekał się swojej wersji. Cały pierwszy sezon The Walking Dead spotkał się z bardzo przychylną reakcją zarówno fanów, jak i krytyków. W zależności od epizodu średnia na metacritic waha się od 79 do 94, a gra zdobył ponad 80 nagród gry roku. Ponadto, do wydania w 2013 r. sezonu drugiego, do graczy trafiło ponad 21 milionów epizodów. Mając na uwadze, że od tego czasu gra zadebiutowała na Xbox One, PS 4 i kuchenkach mikrofalowych, spokojnie można założyć, że liczba ta jest sporo większa. Gra nie posiada moim zdaniem zbyt rozbudowanej fabuły – naszym protagonistą jest Lee, którego poznajemy gdy zostaje wieziony do więzienia, by odpokutować za zabójstwo kochanka żony. Wszystko toczy się spokojnie do czasu, gdy policyjny samochód wpada w przechodzącą przez autostradę postać i ląduje w rowie. Szybko okazuje się, że w miedzyczasie na świecie (a przynajmniej na amerykańskiej ziemi) wybuchła epidemia, która zamieniła sporą część populacji w dzielny bohater wyswobadza się z kajdanek i zabija swojego pierwszego zombiaka. Ranny doczołguje się do pierwszego bezpiecznego miejsca – pozornie opuszczonego domu, w którym rządzi jednak niepodzielnie ośmioletnia dziewczynka Clementine. Jej rodzice nie wrócili z wyprawy do Savannah, więc Lee oferuje jej opiekę i pomoc w odnalezieniu rodziców. Po drodze nasi bohaterowie napotkają kilku innych ocaleńców i dosyć szybko przekonają się o prawdziwości powiedzenia homo homini lupus est. Nie chcę za bardzo rozwodzić się nad zawiłościami fabuły, bo w sumie jest ona najważniejszą cechą tej gry i warto byście odkrywali ją sami. Powiem tylko, że na naszej drodze napotkamy kilka nietuzinkowych postaci, ale żadne z nich nie zasługuje na to, by na dłużej zostać w naszej pamięci. The Walking Dead to według wszelkich dostepnych materiałów przygodówka point and click, ale moim zdaniem bliżej jej do interaktywnego filmu. Jeśli pamiętacie czasy, w których przygodówkowy standard wyznaczały Goblins, Teenagent, Monkey Island, Discworld, a nawet Kajko i Kokosz i Larry, to wręcz wyśmiejecie produkcję Telltale Games. Element przygodówkowy został bowiem wykastrowany do granic możliwości. Całe „zagadki” logiczne sprowadzają się do udania się do punktu A po przedmiot X i użyciu go w punkcie B by odpaliła się kolejna cutscenka, podczas której stajemy przed wyborem, który wpłynie na dalszą rozgrywkę. Ale nic nie bójcie – nie ma tu złych wyborów. Każdy z nich prowadzi w sumie do celu i nic nie da się zepsuć – co najwyżej po drodze zginie jeden członek drużyny zamiast drugiego – bo tak dobrze nie jest by uratować obu. Tak więc większość czasu spędza się na oglądaniu filmików, by w odpowiednim czasie nacisnąc na padzie w sumie bylejaki przycisk. I właśnie fakt, że gra w żaden sposób nie sprawiła, bym przejmował się tym jakiego wyboru dokonam jest jej największą wadą The Walking Dead. Rozgrywkę urozmaicają fragmenty QTE, gdzie np. zombiak nas atakuje i musimy odpowiednio szybko dusić przycisk „A” albo fragmenty, gdy prawą gałką musimy wskazać zombie, a przyciskiem „A” oddać strzał – mało to trudne i mało emocjonujące, a przy tym zdarzające się zdecydowanie za rzadko by uratowało warstwe gameplayową The Walking Dead. Cechą wyróżniającą The Walking Dead od innych gier, miało być zastosowanie systemu wyborów. Każdy nasz wybór wpływa na resztę gry (także na pozostałe epizody). Przykładowo, jeśli w pierwszym epizodzie wesprzemy (dajmy na to) Kenny’ego, to w trzecim wesprze on nas w sporze z inną postacią. na papierze wygląda pięknie, ale co z tego, skoro jeśli w rzeczonym sporze nie wesprze nas Kenny, to wesprze nas (dajmy na to) Molly – absolutnie nic nie zmienia to w dalszej rozgrywce, wpływa tylko na drobne szczegóły. Czarę goryczy przelewa fragment, w którym musimy zdecydować, czy zabrać zapasy z opuszczonego w lesie samochodu. Wybór wydaje się niemalże z gatunku konfliktów nierozwiązywalnych – nasza grupa jest wygłodniała, bez lekarstw, amunicji i wszelkich niezbędnych do życia przedmiotów. W tym stanie rzeczy samochód wypchany żarciem staje się niemalże oazą. I tylko nasza przyzwoitość stoi między nami, a pełnymi brzuchami. Wydaje się, że wybór jest naprawdę trudny, ale co z tego, skoro twórcy zdecydowali, że możemy jedynie zgodzić się na rabunek, bądź wyrazić sprzeciw (ale nasza grupa i tak dokona grabieży). Dodatkowo sprzeciw nie wpływa na to, że w kolejnym odcinku nasza postać głoduje – właściwie wszystko pozostaje bez zmian. Takich przykładów jest mnóstwo – twórcy starają się stworzyć atmosferę rodem z dramatu antycznego, a tak naprawdę mamy wydmuszkę rodem z Beverly Hills 90210. I to tak naprawdę jest moj największy zarzut do tej gry – nie budzi żadnych emocji, żadnego związania się z bohaterami, absolutnie nic. Jak na tytuł, który nie wymaga ani małpiej zręczności, ani wiekszego pomyślunku czy głębszego zastanowienia się, a bazującego głównie na emocjach jest to zupełnie niedopuszczalne. Zwłaszcza, że jak wcześniej pisałem The Walking Dead to bardziej interkatywny film animowany niż pełnoprawna gra. Równie dobrze twórcy mogliby zrezygnować z możliwości poruszania się postacią i ograniczyć naszą aktywność do wciskania odpowiedniego przycisku w odpowiednim momencie. Kolejnym dużym zarzutem jaki mam do The Walking Dead, to całkowity brak uczucia strachu. Grając w Dying Light, Dead Island czy Left 4 Dead człowiek musiał się konkretnie pilnować by nie zafajdać pantalonów. Tutaj wszystko mi sprężało – nie było ani odrobinę emocji innych niż te, które próbowali wmówić mi autorzy. Zombiaki nie były ani ciut groźne, a poczucie zagrożenia, które (wyobrażam sobie) byłoby nieodłącznym elemtentem apokalipsy zombie, tutaj występuje w ilościach homeopatycznych. A to moim zdaniem jest w stanie położyć każdą grę w tej tematyce. Graficznie The Walking Dead nie stoi na zbyt wysokim poziomie – nawet biorąc pod uwagę datę wydania. Oprawa utrzymana jest w komiksowym charakterze, który całkiem dobrze się sprawdza w tej konwencji, ale widać, że nie to było priorytem twórców. Względnie dobrze zrobione są twarze postaci i ich mimika, za to animacja postaci i tła robią zdecydowanie gorsze wrażenie – zwłaszcza z bliska. Dobre słowo wypada powiedzieć jednak o oprawie audio – nie jest ona zbytnio rozbudowana, ale aktorzy wcielający się w bohaterów są naprawde rewelacyjni. Mam nieodparte wrażenie, że gdyby dać im w garść solidny scenariusz to rozwineli by skrzydła. Zwłaszcza centralne dla opowieści postacie – Lee i Clementine – dobrani są świetnie i robią kawał dobrej roboty. Minusem jednak jest bardzo słaba strona techniczna – nie dość, że kilka razy gra zaliczyła klasyczną zwiechę (pomogła dopiero zrestartowanie konsoli), to jeszcze pełno jest niewidzialnych ścian, po spotkaniu z którymi nasza postać zachowuje się przy niej jakby „pływała” – wygląda to okropnie. The Walking Dead nie jest grą długą – jej przejście (razem z dodanym bonusem) zajmuję ok 12 godzin. Przy czym zbieracze aczików będą zadowoleni, gdyż naprawdę nie sposób przejść tą grę bez scalakowania jej – tylko 2 z 48 aczików nie są związane z postępami w fabule. Podsumowując – The Walking Dead jest nudną produkcją, nieangażującą gracza w żaden sposob, a przy tym można ją przejść grając jedną ręką, jednocześnie czytając książkę. Niewykluczone, że na moją ocenę wpływa fakt, iż świat The Walking Dead jest mi całkowicie obcy – nie czytałem komiksów, a serial wywaliłem po pierwszym sezonie. Nie zmienia to jednak faktu, że przy The Walking Dead bawiłem się w najlepszym przypadku średnio. Jedyną jej zaletą jest fakt, że do 15 listopada 2015 r. dostępna jest za darmo – jeśli więc chcecie na własnej skórze przekonać się, czy ta gra jest naprawdę tak słaba jak opisuję, to macie niepowtarzalną okazję zrobić to praktycznie bezkosztowo.
Żywe Trupy maszerują wgryzając się coraz głębiej w świadomość użytkowników, tworząc popkulturowy fenomen. Stworzone przez Roberta Kirkmana i Tony'ego Moore'a komiksowe uniwersum Żywych Trupów jest jedną z najbardziej sugestywnych post-apokaliptycznych wizji w historii kultury powieści graficznej nie skupili się bowiem na tytułowych zombie, a właśnie na ludziach, którym przyszło się zmagać z makabrycznym zjawiskiem. Spróbowali przekazać, jakie zachodzą między nimi relacje i jak ludzie mogą reagować w sytuacjach skrajnie ekstremalnych. Świeże podejście autorów zaowocowało wielkim sukcesem. Wkrótce po premierze komiks doczekał się serialowej adaptacji, a dzięki studiu Telltale Games otrzymaliśmy również grę o tym samym tytule. I to właśnie na niej pragnę się skupić, gdyż producentom udało się stworzyć niezwykle poruszające, interaktywne nie skupia się na historii opowiedzianej w komiksie, a korzysta jedynie z popularnego uniwersum, które daje możliwość odpowiedzenia szeregu emocjonujących historii. W grze wcielamy się w Lee Everetta, skazanego za morderstwo nauczyciela. Podczas transportu do więzienia, przewożący go radiowóz ulega wypadkowi, a skazaniec traci przytomność. Po przebudzeniu, kilka godzin później, okazuje się, że znany mu wcześniej świat zaczyna być wspomnieniem, a okoliczne tereny zaczyna trawić plaga tytułowych żywych trupów. Ranny Lee postanawia szukać schronienia w pobliskim domu. Trafia tam na 8-letnią dziewczynkę o imieniu Clementine. Przerażone dziecko ukrywało się samo w domu, a jej rodzice przebywający daleko poza domem prawdopodobnie nie żyją. Lee postanawia zaopiekować się dzieckiem i wkrótce we dwójkę dołączają do innych ocalałych. Tak rozpoczyna się ich walka o przetrwanie, gdzie największym zagrożeniem okazują się nie być zombie, a właśnie rozgrywkiGra jest stosunkowo unikalnym odłamem klasycznych gier przygodowych w stylu point 'n' click, przedstawioną w trójwymiarowym środowisku z perspektywy trzeciej osoby. Zagadki logiczne znane z klasyki tego gatunku ustępują jednak miejsca dialogom prowadzonym między poszczególnymi postaciami oraz na relacjach, jakie zachodzą między nimi wraz z postępami w fabule. Historia opowiedziana w grze jest kreowana na zasadzie wyborów gracza. Wszystkie podjęte przez nas decyzje mogą mieć większy lub mniejszy wpływ na późniejsze wydarzenia i stosunek innych ocalałych do naszego bohatera. A decyzje jakie przyjdzie nam podejmować nie należą do łatwych. W znakomitej większości przypadków przyjdzie nam wybrać mniejsze zło, a na podjęcie decyzji mamy zawsze ograniczony czas. Zabieg ten sprawia, że w sytuacji silnego zagrożenia, adrenalina potrafi sięgać zenitu. Aby wzmocnić napięcie w grze pojawiło się także kilka sekwencji zręcznościowych opartych na popularnych quick-time strukturaWartym odnotowania jest fakt, że gra posiada serialową strukturę. Pierwszy sezon gry składa się z pięciu epizodów, a wszystkie z nich były wydawane chronologicznie w określonych odstępach czasowych. Podobnie jest z drugim sezonem, którego wydano już trzy odcinki z zaplanowanych pięciu. W dobie niezwykle popularnych seriali telewizyjnych, które śmiało mogą już konkurować z przebojami kinowymi, jest to świetne rozwiązanie. Jedynym minusem jest oczekiwanie na kolejne odcinki, z których każdy kończy się sporym cliff hangerem. Z pierwszym sezonem nie ma już tego problemu, ale jeśli nie lubicie czekać, poczekajcie na premierę wszystkich odcinków z sezonu graficznaThe Walking Dead pod względem graficznym jest bardzo wierne swojemu protoplaście. Gra została utrzymana w przyjemnej dla oka komiksowej stylistyce, co okazało się niezwykle udanym zabiegiem. Można by założyć, że przy tego typu oprawie wizualnej (dalekiej od fotorealizmu), nie da się poprowadzić porywających przerywników filmowych opartych na silniku gry czy należycie oddać emocji bohaterów. Nic bardziej mylnego. Telltale Games udowadnia, że gra nie potrzebuje ogromnego budżetu na najnowsze graficzne wodotryski. Za sprawą komiksowej oprawy mogli oni w znacznie łatwiejszy sposób oddać emocje bohaterów oraz nakręcić oskryptowane sceny. Wystarczy spojrzeć na dołączone do recenzji zdjęcia. Komiksowy styl znakomicie wręcz zdaje otwarcie dla gier przygodowychThe Walking Dead nie skupia się na kanonicznych dla gatunku zagadkach, a na prowadzeniu historii, której sednem są relacje między ludźmi walczącymi o przetrwanie. W praktyce recepta studia sprawdza się rewelacyjnie, a historię Lee oraz Clementine śledzimy z zapartym tchem od początku do Adam Szymański
{"type":"film","id":547035,"links":[{"id":"filmWhereToWatchTv","href":"/serial/The+Walking+Dead-2010-547035/tv","text":"W TV"}]} Rosnąca popularność komiksu "Żywe trupy" nie mogła pozostać nie zauważona dla producentów filmowych. Za powstanie wersji telewizyjnej popularnego komiksu odpowiada Frank Darabont, reżyser takich ... więcejzdaniem społeczności pomocna w: 86%W dzisiejszych czasach ciężko znaleźć film o zombie reprezentujący wyższy poziom niż ściółka leśna. Przeważnie widz ma do czynienia z krwawą jatką i ohydnymi scenami gore, które zamiast przerażać ... więcejzdaniem społeczności pomocna w: 84%Serial "The Walking Dead" powstał dzięki rosnącej na całym świecie popularności tych nieumarłych istot. Już wiele lat przed rozpoczęciem prac nad pierwszymi odcinkami, duża ilość filmów o tej ... więcejzdaniem społeczności pomocna w: 74%
Ostatni dzień na Ziemi, bo tak się zwie ostatni odcinek szóstego sezonu The Walking Dead, to popis umiejętnego budowania poprzednim odcinku #19. THE WALKING DEAD. „Ostatni dzień na Ziemi”, czyli wielkie wejście NeganaNie ukrywam, że jestem umiarkowanym fanem serialu The Walking Dead, co nie oznacza, że nie dostrzegam ogromnej liczby mankamentów, z jakimi na przestrzeni wielu sezonów musieli obcować widzowie. Rozciągnięta do maksimum fabuła składała się wielokrotnie z absolutnie niepotrzebnych odcinków i postaci niemających żadnego wpływu na to, co najistotniejsze dla głównych bohaterów. Były sezony ciekawsze, były sezony-memy, mogące być co najwyżej pośmiewiskiem dla adeptów scenariopisarstwa, aczkolwiek jedno muszę przyznać – wprowadzenie do teatru zdarzeń Negana było istnym szóstym sezonie The Walking Dead Rick Grimes i jego wesoło mordercza gromadka byli już doświadczonymi wojownikami, którzy w kluczowych momentach potrafili wyłączyć sumienia, aby w walce na śmierć i życie uratować siebie oraz najbliższych. Pamiętajmy, że w tym sezonie ponownie Rick zapuszczał brodę, co miało niebagatelne znaczenie dla sposobu, w jaki podejmował kluczowe decyzje. Jak bowiem głosi stara prawda – im dłuższy zarost Ricka, tym większe prawdopodobieństwo, że mężczyzna sięgnie po przemoc i brutalnie zakończy rozgrywkę z przeciwnikiem. Może to kwestia brody, a może rozzuchwalenie oraz nadmierna pewność siebie zadecydowały o tym, iż Rick bez wahania szukał konfrontacji ze Zbawcami – kolejnym postapokaliptycznym gangiem, którego okrucieństwo obrosło legendą. W pogardzie mając wszelkie znaki pojawiające się na niebie i ziemi, Rick ruszył na Zbawców, sądząc, że prewencyjne uderzenie zakończy jeszcze nierozpoczętą wojnę. Ostatni dzień na Ziemi, bo tak się zwie ostatni odcinek szóstego sezonu The Walking Dead, to popis umiejętnego budowania napięcia. Drużynie Ricka wydaje się, że kontroluje sytuację i potrafi przechytrzyć wrogów, tymczasem z minuty na minutę okazuje się, w jakim jest tragicznym błędzie. Zbawcy zaciskają wokół bohaterów krąg niczym dłonie na szyi ofiary. Bawią się w kotka i myszkę, dając złudne uczucie, że jeszcze istnieje szansa na ucieczkę, że jeszcze nic nie jest stracone. Wszystkie drogi prowadzą jednak do Negana i jego nieodłącznej Lucille. Opisywane powyżej umiejętne budowanie napięcia nie miałoby znaczenia, gdyby jego kulminacją nie było zderzenie Ricka z Neganem. To antagonista grany przez Jeffreya Deana Morgana kradnie dosłownie każdą sekundę serialu, gdy tylko jego twarz jest widoczna na ekranie. Negan jest silny i bezlitosny, ale przy tym całkowicie wyluzowany, jak gdyby był pewien zwycięstwa, zanim jeszcze doszło do pojedynku. Bujający się od prawa do lewa, machający swoim wiernym kijem baseballowym owiniętym drutem kolczastym, odziany w skórzaną kurtkę, przechadza się w świetle samochodowych świateł od ofiary do ofiary – strasząc, śmiejąc się, a przede wszystkim opowiadając o sprawiedliwości, jaką musi wymierzyć na ekipie Ricka za to, co oni mu uprzednio tylko jeden zabijakaOczywiście ta konstatacja pojawiała się już przy okazji wcześniejszych starć Ricka z różnego rodzaju przywódcami pokroju na przykład Gubernatora, niemniej to dopiero w trakcie potyczki z Neganem dobitnie wyszło na jaw, że apokalipsa zombie wydobyła na światło dzienne najgorsze ludzkie instynkty. Albo inaczej: sprawiła, że ludzie przestali mieć hamulce, dzięki czemu na zgliszczach pogryzionej przez umarlaków cywilizacji zaczęli budować nowe imperia z nowymi zasadami. Warto bowiem pamiętać, że już od samego początku widać, że za Neganem nie stoi li tylko brutalna siła, chociaż jest ona rzecz jasna kluczowa, lecz antagonista stara się wpoić swoim wyznawcom również światopogląd, zgodnie z którym mają postępować w każdym możliwym to nie tylko jeden zabijaka. Neganem nazywają się wszyscy, którzy za nim idą. Nie ma indywidualności, jest tylko masa, na której czele stoi wódz. Kto zechce naruszyć jego prymat, tego głowa odpadnie od ciała po zderzeniu z Lucille. Na podstawie wątku Zbawców, co zostanie później jeszcze wzmocnione na przykładzie Szeptaczy, można wysnuć tezę, że w przypadku największego zagrożenia ludzie wolą porzucić wolną wolę, byle tylko przetrwać za wszelką cenę – również jednak do odcinka, oczywiście wielu widzów zżymało się na bolesny cliffhanger kończący szósty sezon, po którym trzeba było czekać wiele miesięcy na ujawnienie, kto nie przeżyje pierwszego starcia z Neganem. Teorii w internecie było bez liku, ludzie na podstawie kąta padania świateł samochodów próbowali rozgryźć, z czyjego punktu widzenia został nakręcony ostatni kadr. Po wielu latach od emisji pierwszego odcinka The Walking Dead na nowo rozpaliło emocje chwile chwałyWydaje się jednak, że to były ostatnie chwile chwały dla tego serialu. Twórcom udało się w wybitny sposób pokazać wejście na scenę potężnego wroga, którego ekspresja dalece odbiegała od stereotypowego wyobrażenia na temat despoty-zabijaki. Wprawdzie później rywalizacja z Szeptaczami również została zaprezentowana w niezły sposób, ale to pierwsze chwile wojny Ricka ze Zbawcami należą bodaj do jednych z najlepszych fragmentów zombiakowego tasiemca. Po obejrzeniu po raz pierwszy tego odcinka można jeszcze było żywić nadzieję, że The Walking Dead zaskoczy ciekawymi rozwiązaniami fabularnymi. Fenomenalnie ukazane wielkie wejście Negana było obietnicą krwawej jatki, ale również poważniejszej opowieści na temat ceny, jaką musimy płacić za przetrwanie oraz tego, co musimy zrobić, by uratować szczątki zniszczonej cywilizacji. Żadna z tych obietnic nie została zrealizowana. Było krwawo, ale oprócz tego bezbrzeżnie głupio. Odwracając cytat klasyka, prawdziwego Negana powinno poznać się po tym, jak zaczął. Reszta jest milczeniem. Marcin KempistySerialoholik poszukujący prawdy w kulturze. Ceni odwagę, bezkompromisowość, ale także otwartość na poglądy innych ludzi. Gdyby nie filmy Michelangelo Antonioniego, nie byłoby go inne artykuły >>>
the walking dead serial recenzja